Naładowanie elektryka dwa razy droższe niż jazda na benzynie?

Kolejni operatorzy wprowadzają opłaty za korzystanie ze stacji szybkiego ładowania. Przyjemność ta zaczyna słono kosztować.

Na początku były huczne zapowiedzi – o szybkim rozwoju infrastruktury, o milionie aut elektrycznych na przestrzeni kilku lat i oczywiście o ogromnych oszczędnościach dla kierowców, bo przecież prąd jest znacznie tańszy niż benzyna czy olej opałowy. Ale po krótkim okresie, w którym właściciele aut elektrycznych mogli korzystać z ładowarek publicznych za darmo (tak było np. na stacjach Lotos), ich operatorzy zaczynają wprowadzać opłaty. Nierzadko jeżące włos na głowie.

Łącznie w całej Polsce jest ok. 1000 punktów ładowania, ale tylko skromna część ma moc 100 kW i więcej, czyli pozwala napełnić akumulatory w krótkim czasie.

Najwięcej ogólnodostępnych punktów ładowania ma firma GreenWay – na koniec 2019 r. było ich 595, a w tym sieć ma zostać rozszerzona o kolejnych 200 punktów. Cennik jest bardzo skomplikowany – mamy do wyboru 6 planów, dwa abonamenty miesięczne, a cena za 1 kWh jest uzależniona od mocy ładowarki, płaci się również za czas ładowania. 

Jeżeli jednorazowo chcemy naładować samochód na stacji GreenWay ładowarką o mocy 100 kW to za każdą 1 kWh zapłacimy 2,52 zł. Ale jeżeli będziemy podpięci do słupka dłużej niż 45 minut, to za każdą dodatkową minutę zapłacimy 40 gr. Policzmy zatem, ile będzie kosztowało naładowanie np. Audi e-trona, które ma baterię o pojemności 95 kWh i ładuje się do pełna w ok. 1,5 h. Załóżmy, że realnie akumulator pomieści 90 kWh i wówczas:

90 kWh x 2,52 zł =  226,8 zł
45 min x 40 gr = 18 zł
226,8 zł + 18 zł = 244,8 zł

Prawie 250 zł za naładowanie samochodu elektrycznego, którego realny zasięg to – jak pokazują liczne testy i badania – 330 kilometrów. Przejechanie każdych 100 km kosztuje nas zatem:

74 zł

A teraz weźmy dla porównania dużego hybrydowego Lexusa RX 450h, który ma co prawda słabsze osiągi, ale też jego elektryczny motor nie wymaga ładowania. Trzeba za to lać paliwo do baku. Ten ma 65 litrów pojemności, a cena litra bezołowiowej 95 to obecnie średnio 3,9 zł. Rachunek jest więc prosty:

65 litrów x 3,9 zł = 253,5 zł

Kwota tankowania jest zatem porównywalna z kwotą ładowania (10 zł na korzyść elektryka). Sęk w tym, że w podobnych warunkach co Audi e-tron, Lexus spala 8 litrów paliwa, a więc na jednym baku przejeżdża ponad 800 km! Czyli przejechanie każdy 100 km kosztuje w jego przypadku:

31 zł

Przejechanie 100 km luksusowym hybrydowym SUV-em jest ponad dwukrotnie tańsze niż porównywalnym autem elektrycznym

Jak widać, różnica jest kolosalna! 74 zł za przejechanie 100 km elektrykiem, kontra 31 zł za pokonanie tego samego dystansu hybrydą. 

Sytuacja zmienia się, gdy decydujemy się zapłacić GreenWayowi abonament – np. 100 zł miesięcznie w opcji, która gwarantuje nam najtańszy prąd. Wówczas każda 1 kWh z ładowarki o mocy 100 kW kosztuje nas 1,29 zł, a rachunek za energię do e-trona wygląda tak:

90 kWh x 1,29 zł =  116 zł
45 min x 40 gr = 18 zł
116 zł + 18 zł = 134 zł

Ufff, jest znacznie taniej. Ale nadal przejeżdżamy na tym skromne 330 km, więc finalnie cena za pokonanie 100 km to:

40 zł

Ciągle jest zatem drożej, niż w przypadku Lexusa RX 450h, a pamiętajmy że do tego dochodzi jeszcze opłata miesięczna ? dokładnie 99,99 zł. 

Oczywiście zawsze istnieje opcja ładowania elektryka w domu, gdzie prąd mamy znacznie tańszy ? w nocnej taryfie to zaledwie 35-40 groszy za 1kWh, co czyni operację bardzo opłacalną. Problem w tym, że od 0 do 100 proc. z gniazda 230V e-tron będzie się napełniał ponad? 40 godzin! Dopiero przy wykorzystaniu specjalnej modułowej ładowarki o mocy 11 kW skrócimy ten czas do około 9 godzin, ale warunkiem jest nowoczesna instalacja w domu i porządne przyłącze, za które też trzeba zapłacić. No i szybka ładowarka w garażu z tanim prądem nic nam nie dadzą, kiedy będziemy akurat kilkaset kilometrów od domu.

Najtańszy sposób na ładowanie elektryka? Po prostu we własnym domu. Nie każdy ma jednak taki komfort, a poza tym trwa to od kilku do nawet 40-50 godzin

Oczywiście nie trzeba korzystać z usług GreenWaya. Można zawsze poszukać stacji z tańszym prądem. Problem polega na tym, że sieć innych operatorów jest bardzo skromna. Orlen ma 97 punktów w całym kraju, Tauron raptem 68, a PGE jeszcze mniej bo tylko 62.

Oczywiście nadal można znaleźć nie tylko tańsze słupki, ale nawet bezpłatne. Np. stacjach Orlenu nadal nie jest pobierana żadna opłata za ładowanie elektryka (to się jednak zaraz zmieni, bo firma już zaczęła komercjalizować biznes), a na Lotosie płaci się jedną stawkę ? 24 zł bez limitu czasu i kWh. Sęk w tym, że te ładowarki Lotosu mają stosunkowo niewielką moc (są de facto półszybkie), więc napełnienie energią baterii w e-tronie zajmie 3-4 godziny. A to oznacza długą i uciążliwą przerwę w podróży. 

Mówiąc krótko, sytuacja póki co nie jest prosta. W przypadku elektryka musimy się zdecydować, co chcemy oszczędzać bardziej ? prąd, czy pieniądze. Za szybkość i dostępność do rozwiniętej sieci trzeba słono zapłacić. Przynajmniej na razie. Sytuację mogłoby poprawić wejście na rynek dużego konkurenta dla GreenWaya, np. firmy Ionity, która na Zachodzie Europy zbudowała już potężną sieć stacji ładowania. I zapowiada inwestycje rownież u nas. W tym roku chce postawić w Polsce zaledwie? 20 ładowarek.

Duże sieci omijają póki co polski rynek. Ionity w tym roku planowało postawić u nas zaledwie 20 ładowarek, ale przez epidemię i ten scenariusz może się nie spełnić

Czyli jednak jeszcze długo samochody, do których trzeba wlewać zwykłe paliwo, będą bezkonkurencyjne. A ludziom, którzy myślą ekologicznie, ale jednocześnie nie chcą ograniczać sobie zasięgu, pozostają hybrydy.