Mocne przetasowania na polskim rynku moto. Nie tylko przez czipy

We wrześniu z salonów wyjechało 33087 nowych aut osobowych. To spadek tylko o 0,4 proc. w stosunku do sierpnia, ale aż o 13,2 proc. w porównaniu z wrześniem 2021 roku. Są jednak marki, które mocno zyskały w czasach pandemii i deficytu półprzewodników. Nikt nie ma podjazdu do Toyoty.

Z najnowszych statystyk firmy Samar wynika, że o ile we wrześniu ubiegłego roku w Polsce zarejestrowano ponad 38 tys. nowych samochodów osobowych, to w tym roku było ich o 5 tys. mniej. Eksperci nie mają wątpliwości, że to efekt ograniczonych dostaw. Wiele fabryk musiało obciąć a nawet czasowo wstrzymać produkcję, ponieważ brakuje im podzespołów – głównie półprzewodników, ale także stali. Po danych Samaru dokładnie widać, które marki mają największy problem z podażą.

Wśród marek premium w wyraźnym dołku jest cała trójca niemiecka. BMW miesiąc do miesiąca straciło 4,24 proc. rynku, Audi jest na minusie ponad 30 proc., a Mercedes poleciał w dół o 21,55 proc. w porównaniu z sierpniem. Na plusie są jedynie Volvo, któremu sprzedaż skoczyła o 11,8 proc. oraz japoński Lexus, który zyskał 10,2 proc. I to ta ostatnia marka jest w nadzwyczajnej sytuacji, ponieważ i w sierpniu, i we wrześniu udało się jej wyprzedzić Volvo i została czwartą najpopularniejszą marką premium w Polsce. Nigdy wcześniej coś takiego się nie wydarzyło.

W gronie marek popularnych fatalnie idzie przede wszystkim całej grupie Volkswagena. On sam stracił względem sierpnia 12,3 proc. klientów, podczas gdy jego czeska siostra Skoda – 15 proc. Najgorzej jednak wypada Seat ze stratą ponad 30 proc. Podobny spadek zanotowała Dacia, a Hyundai zjechał o 10 proc. w dół. Są jednak i pozytywne przypadki. Kia pokonała Skodę i Volkswagena i we wrześniu ponownie wjechała na trzecie miejsce z wynikiem 3,4 tys. sprzedanych samochodów. To wzrost o 14,7 proc. względem sierpnia i o 84 proc. względem września ubiegłego roku. Dobrze poszło też Fordowi, bo poprawił wynik miesiąc do miesiąca o 37 proc., ale trzeba pamiętać, że przez ostatnie półtora roku mocno tracił i spadł na 10. miejsce w rankingu najpopularniejszych marek.

Prawdziwym wygranym całej sytuacji wydaje się być natomiast Toyota. O ile przez czasami pandemii, gdy o deficycie czipów nikt jeszcze nawet nie myślał, zajmowała drugie lub trzecie miejsce w rankingu najpopularniejszych marek. Dzisiaj jest pierwsza i póki co konkurenci nie mają do niej podjazdu. We wrześniu sprzedała 5256 samochodów (druga Kia 3424). Skoda, która dawniej przez długie lata była liderem zestawienia w tym samym czasie sprzedała tylko 2,3 tys. samochodów. Dystans między Czechami, a Japończykami cały czas się pogłębia.

Takie przetasowanie to efekt kilku rzeczy. Przede wszystkim pandemia zmieniła trochę podejście ludzi do zakupu samochodu. Wybierając go częściej biorą pod uwagę dwa aspekty: zdrowotny i jakościowy. I tu Toyota idealnie się wpisała, bo od lat reklamuje hybrydy, jako samochody nie tylko zdrowsze dla środowiska, ale i dla człowieka, a przy tym niezawodne. I – jak widać – przynosi to rezultaty.

Drugi powód jest już bezpośrednio związany z dostępnością aut. Podczas gdy wielu producentów cierpi na deficyt czipów, Toyota oraz Kia zdywersyfikowały ich dostawy. Z niektórymi modelami też mają problemy, ale i tak są w znacznie lepszej sytuacji niż pozostali. Co więcej, obie firmy zapewniły sobie duże stocki samochodów dostępnych od ręki. Toyota twierdzi, że dostawy do końca roku będą zapewnione i wszystkie modele przypływają do Polski na czas. I trudno w te zapewniania nie wierzyć, gdy patrzy się na udział Japończyków w rynku – w tym roku (licząc od stycznia do września) to 16,45 proc. To oznacza, że co szóste nowe auto rejestrowane w Polsce to Toyota.