Unia Europejska handel emisjami tesla renault mercedes

Zamiast kar od UE wolą płacić Tesli. Kreatywna księgowość emisji CO2 w branży motoryzacyjnej

Zamiast zwiększać produkcję aut elektrycznych, największe koncerny motoryzacyjne planują kupić kredyty emisyjne od Tesli. W grę wchodzi miliard dolarów.

Marki samochodowe szukają nowego sposobu na redukcję emisji – ale nie poprzez sprzedaż aut elektrycznych

W obliczu nowych regulacji Unii Europejskiej dotyczących emisji CO2, producenci samochodów stają przed poważnym wyzwaniem. Rok 2025 przyniósł ze sobą nowe standardy CAFE (Corporate Average Fuel Emissions), które znacząco zaostrzają limity emisji dla producentów motoryzacyjnych. Obecne tempo sprzedaży samochodów elektrycznych nie pozwala wielu głównym firmom na osiągnięcie wyznaczonych celów.

Nowe przepisy, które weszły w życie 1 stycznia, ustanawiają limit emisji na poziomie 93,6 gramów jako średnią dla wszystkich samochodów sprzedawanych w strefie euro. Stanowi to element długofalowej strategii Unii Europejskiej, której celem jest całkowite zakończenie sprzedaży samochodów spalinowych do 2035 roku.

Konsekwencje nieprzestrzegania nowych limitów mogą być dotkliwe finansowo. Za każdy przekroczony gram emisji producenci mogą zostać ukarani grzywną w wysokości 95 euro, pomnożoną przez liczbę sprzedanych pojazdów. Eksperci szacują, że aby uniknąć kar, producenci musieliby osiągnąć co najmniej 22% udziału samochodów elektrycznych w sprzedaży. Potencjalne kary mogłyby sięgnąć nawet 15 miliardów euro.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Rewolucja w testach emisji. Hybrydy plug-in na celowniku Unii Europejskiej

Handel emisjami jako rozwiązanie problemu

Historia handlu emisjami w branży motoryzacyjnej sięga kilku lat wstecz. Pierwszą firmą, która skorzystała z tego rozwiązania, była nieistniejąca już FCA, która w 2019 roku borykała się z problemem spełnienia norm emisji i znalazła rozwiązanie kupując „kredyty emisyjne” od Tesli.

Tesla okazała się prawdziwym ekspertem w sprzedaży swoich uprawnień emisyjnych. Według doniesień Automotive News, amerykański producent zarobił na sprzedaży kredytów emisyjnych już 9 miliardów dolarów. Ten sukces sprawił, że inne firmy zaczęły rozważać podobne rozwiązania.

System handlu emisjami pozwala na grupowanie średnich emisji różnych producentów, co może prowadzić do znacznej redukcji ogólnej średniej dla każdego z nich. Producenci dostrzegli, że zakup kredytów emisyjnych od konkurencji może okazać się tańszy niż płacenie kar nakładanych przez Unię Europejską. Obecnie formuje się nowa grupa zainteresowanych tym rozwiązaniem. Stellantis, Toyota, Ford, Mazda i Subaru planują nawiązać współpracę z Teslą, której udział w rynku jest obecnie znacznie większy niż w 2019 roku. Szacunki UBS wskazują, że w tym roku płatności za kredyty emisyjne mogą przekroczyć miliard dolarów.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Unia Europejska podnosi cła na chińskie samochody. To wypowiedzenie wojny handlowej

Kontrowersje i sprzeciw niektórych producentów

Mercedes, Volvo i Smart rzekomo rozważają podobne rozwiązanie z firmą Polestar, choć ta informacja budzi pewne wątpliwości. Volvo i Polestar należą do tej samej grupy Geely, co czyni transakcję między nimi mało prawdopodobną. Smart z kolei produkuje obecnie wyłącznie samochody elektryczne, więc byłby raczej sprzedawcą niż kupującym kredytów emisyjnych.

Grupa Renault wyraźnie sprzeciwia się tego typu rozwiązaniom. Francuski producent twierdzi, że takie działania osłabią europejski przemysł motoryzacyjny w średniej i długiej perspektywie, szczególnie w konfrontacji z konkurencją ze Stanów Zjednoczonych i Azji.

Pod kierownictwem Luki de Meo Renault deklaruje, że jest w stanie spełnić cele CAFE na rok 2025 bez uciekania się do kupowania kredytów emisyjnych. Jednocześnie firma apeluje do Brukseli o większą przejrzystość w kwestii przyszłych planów dotyczących polityki klimatycznej.