
Volvo wściekłe na Europę. Nowa polityka emisji budzi kontrowersje
Volvo jest wściekłe na Europę za opóźnienie wprowadzenia norm emisji. Nowa polityka dzieli branżę: jedni tracą, inni zyskują. Co przyniesie trzyletnia przerwa w walce o klimat?
Volvo niezadowolone z nowej strategii emisji UE
Szwedzki gigant motoryzacyjny, Volvo, nie kryje swojego niezadowolenia z najnowszej strategii emisji przyjętej przez Unię Europejską. Decyzja o zmianie polityki wywołała burzę emocji – jednych rozgniewała, innym przyniosła korzyści, a rynek samochodowy pogrążył się w chaosie. Od czasów pandemii COVID-19, która wstrząsnęła branżą pięć lat temu, producenci wciąż nie mogą odzyskać stabilności.
Wysokie koszty produkcji, presja konkurencji i wahania rentowności to codzienność europejskiego sektora motoryzacyjnego. Decyzje podejmowane w Brukseli, zamiast wspierać przemysł, zdają się dodatkowo komplikować sytuację, wprowadzając niepewność i brak przewidywalności. Najnowsza zmiana – przesunięcie obecnych regulacji o kolejne trzy lata – podzieliła producentów: dla niektórych to cios, dla innych szansa na złapanie oddechu.
Volvo, które stawia na szybką elektryfikację, czuje się zdradzone przez Europę. Z kolei inni gracze rynkowi, szczególnie ci z opóźnieniami w transformacji swoich flot, zyskują cenny czas. Pytanie brzmi: kto naprawdę wygrywa na tej nowej polityce i jakie będą jej długoterminowe skutki dla branży?
Nowa norma emisji: start w 2025 roku i fala podwyżek
Od 1 stycznia 2025 roku weszła w życie nowa unijna norma emisji, która ogranicza producentów do 95 gramów CO2 na każdy zarejestrowany pojazd. Przekroczenie tego limitu oznacza gigantyczne kary finansowe, co stawia marki motoryzacyjne w trudnej sytuacji. Według ACEA (Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów), łączne sankcje mogłyby sięgnąć nawet 15 miliardów euro, obciążając budżety firm.
Te dodatkowe koszty szybko odbijają się na cenach samochodów. Od początku roku konsumenci zauważają wyraźne podwyżki, co z pewnością wpłynie na spadek sprzedaży i pogłębi problemy branży. Europejska polityka, zamiast stabilizować rynek, zdaje się go destabilizować, wywołując frustrację zarówno wśród producentów, jak i klientów.
Sytuacja stała się na tyle napięta, że po zaledwie kilku miesiącach od wprowadzenia normy Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, ogłosiła złagodzenie kursu. Przesunięcie pełnego wdrożenia regulacji o trzy lata ma na celu wsparcie konkurencyjności europejskich marek, ale decyzja ta wywołała skrajne reakcje w branży.
Trzy lata wytchnienia: kto zyskuje, a kto traci?
Decyzja o zawieszeniu normy do 2028 roku została przyjęta z entuzjazmem przez większość producentów, ale nie przez wszystkich. Volvo, którego CEO Jim Rowan otwarcie krytykuje ruch Brukseli, uważa to za krok wstecz w walce o przyszłość motoryzacji. „Europa nie może pozwolić sobie na opóźnianie elektryfikacji. Musimy inwestować w przyszłość, a nie tkwić w przeszłości” – stwierdził Rowan, wyrażając swoje rozczarowanie.
Z drugiej strony, giganci tacy jak Grupa Volkswagen i Stellantis odetchnęli z ulgą. Volkswagen, który szacował kary na poziomie 1,5 miliarda euro za nadmiar emisji, teraz uniknie tych wydatków, zyskując przestrzeń na dostosowanie swojej oferty. Stellantis, choć nie ujawnił konkretnych danych, również skorzysta finansowo, a niektóre z jego marek już wycofały się z zaawansowanych projektów, by skupić się na obecnych priorytetach.
Przyszłość branży rysuje się niepewnie, ale kluczowy moment nadejdzie w 2026 roku, kiedy to po raz pierwszy zrewidowana zostanie norma na 2035 rok, mająca wyeliminować auta spalinowe z rynku. Uwzględnione zostaną wtedy dane o rejestracjach oraz ogólna gotowość Europy na pełną elektryfikację – decyzje te mogą zaważyć na losach całego sektora.
Nadzieja na wsparcie: czy Europa postawi na elektryki?
Bruksela, świadoma krytyki i trudności, podobno pracuje nad programem wsparcia zakupu aut elektrycznych na poziomie kontynentalnym. Krajowe plany, takie jak te w Niemczech czy Hiszpanii, nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. W Niemczech publiczne dopłaty zniknęły ponad rok temu, a w Hiszpanii, choć chwilowo wycofane, mogą wrócić z efektem wstecznym. Nowy unijny plan ma szansę ożywić rynek, ale jego skuteczność pozostaje pod znakiem zapytania.
Tymczasem Volvo podkreśla, że Europa nie powinna zwlekać z inwestycjami w zieloną przyszłość. Jim Rowan ostrzega, że ciągłe przesuwanie problemów w czasie może zagrozić konkurencyjności regionu na globalnym rynku. Inni producenci, korzystając z trzyletniej przerwy, mogą jednak zyskać przewagę, dostosowując się w wolniejszym tempie.
Rok 2026 będzie przełomowy nie tylko ze względu na rewizję norm, ale i ocenę, czy Europa jest gotowa pożegnać się z silnikami spalinowymi. W tle toczy się gra o miliardy euro, przyszłość technologii i zaufanie konsumentów, a wynik tej rozgrywki pozostaje niejasny.