Tavares: Elektryki mogą mieć poważne konsekwencje społeczne
Pojazdy elektryczne nie powinny być jedynym rozwiązaniem, dopóki są drogie i szkodliwe dla środowiska – powiedział szef koncernu powstałego z fuzji PSA (Peugeot i Citroen) oraz FCA (Fiat i Chryler/Jeep). Na szczycie Financial Times Future of the Car podkreślił wyraźnie, że decyzji o elektryfikacji samochodów nie podjął przemysł motoryzacyjny, tylko politycy. I teraz to one powinny zadbać o to, by takie auta były przystępne cenowo dla mas. Bo jeżeli technologia ta będzie dostępna tylko dla zamożnych ludzi, to za chwilę okaże się, że nadal mamy ogromną flotę starszych samochodów z dużymi emisjami.
Choć i tak większym problemem, zdaniem Tavaresa, pozostaje rzeczywista emisyjność pojazdów na prąd. ? Powinniśmy spojrzeć na emisje dwutlenku węgla w całym cyklu życia samochodu ? od jego produkcji, przez ładowanie, na recyklingu skończywszy. Tymczasem rządy skupiają się na emisjach powstających wyłącznie podczas jazdy. To szkodzi nam wszystkim ? mówił otwarcie podczas konferencji poświęconej przyszłości motoryzacji. Zwrócił uwagę, że przez baterie za dekadę samochody będą przeciętnie o 300-500 kg cięższe niż obecnie. A wówczas pojawi się problem niedoboru materiałów do ich produkcji. A także niedostatku energii odnawialnej do ładowania elektryków.
Unia chce wstrzymać pracę nad technologią plug-in
Szef Stellantisa zaznacza, że jego koncern robi wszystko, aby dostosować swoje samochody do wymogów prawnych i ekologicznych. Ale obawia się, że taka polityka Unii europejskiej doprowadzi do sytuacji, w której na nowe auto stać będzie coraz mniej osób. Tymczasem trzeba myśleć o środowisku i bezpieczeństwie, ale nie można zapominać o tym, że mobilność i swoboda poruszania się są podstawą demokracji i rozwiniętych gospodarek. A żeby nadal mogła się rozwijać, ludzie potrzebują przystępnych cenowo samochodów. Elektryki takie nie są i nie będą. A mimo to, Komisja chce, by już w 2025 roku stanowiły 30?35 proc. wszystkich nowych samochodów wyjeżdżających na europejskie drogi. W 2030 r. ich odsetek ma wynieść już 70 proc.
? W świetle tego wszystkiego rodzi się poważne pytanie, jak chronić prawo do mobilności i swobodnego przemieszczania się mniej zamożnej części Europejczyków, którzy kupują samochody po 15 tys. euro, podczas gdy porównywalny elektryk jest ponad dwa razy droższy ? tłumaczy prezes Stellantisu. Jego zdaniem koncerny motoryzacyjne będą musiały obniżać ceny elektryków, ale jednocześnie podnosić ceny nielicznych aut spalinowych, by rachunek się zgadzał. W efekcie na elektryfikacji stracić mogą wszyscy. Z kolei brak popytu na samochody, spowodowany wyższymi cenami, doprowadzić może do masowych zwolnień i restrukturyzacji w całym sektorze motoryzacyjnym.
Tavares zapewnia, że PSA i FCA robią wszystko, by konsekwencje elektryfikacji dotknęły klientów jak najmniej. Inżynierowie pracują nad obniżeniem kosztów, nowymi technologiami i obniżaniem emisji w konwencjonalnych napędach. Większość koncernów robi to samo, ale niektóre mają na to receptę od wielu lat. Przykład Toyoty i Lexusa, które od ćwierć wieku rozwijają hybrydy, pokazuje że może zrobić samochód niskoemisyjny i jednocześnie przystępny cenowo. Współczesne hybrydowe modele Toyoty czy Lexusa kosztują tyle, co spalinowe samochody konkurencji, a emitują o 20-40 proc. mniej dwutlenku węgla niż one.