carlos tavares stellantis

Wysokie cła na samochody z Chin wprawiają w ruch spiralę śmierci, ostrzega szef Stellantisa. Konsekwencje odczują głównie USA, Europa i lokalni producenci samochodów

Szef koncernu Stellantis, Carlos Tavares, ostrzega przed konsekwencjami wysokich ceł na samochody importowane z Chin, które USA planują wprowadzić od 1 sierpnia. Jego zdaniem, polityka ta wpędzi amerykańskich i europejskich producentów w spiralę śmierci, nie pomagając w rozwoju elektromobilności.

Politycy powinni zastanowić się nad sensownością swoich działań

Politycy powinni dwa razy zastanowić się nad tym, czy nie jest dziwne, kiedy ci, których chcą chronić określonym krokiem, sami protestują przeciwko takiemu postępowaniu. Nawet szef Stellantisa nie chce ceł na samochody z Chin, które wpędzają producentów samochodów w błędne koło.

Administracja prezydenta Bidena ogłosiła, że z dniem 1. sierpnia tego roku wprowadza nowe taryfy celne na produkty z Chin. Jak podaje agencja Reuters, ten krok jest skierowany głównie przeciwko samochodom elektrycznym z Państwa Środka, w przypadku których cło importowe wzrasta z dotychczasowych 25 do 100 procent. Ma to pomóc krajowym producentom w zwiększeniu konkurencyjności. Komu to jednak realnie pomoże?

Sprzedaż samochodów elektrycznych Tesli spada, popyt na samochody Forda czy Chevroleta nie zdążył jeszcze wzrosnąć do sensownych rozmiarów, a chińskie samochody elektryczne w USA obecnie nic nie znaczą. Podwyżka ceł nie ma zatem komu bezpośrednio pomóc, a jedynie doprowadzi do tego, że ludzie, którzy chcieliby kupić samochód elektryczny, ale nie stać ich na droższy niż chiński, ostatecznie nie kupią niczego. W ten sposób nie da się wspierać elektromobilności.

Rosnące cła na surowce i komponenty podwyższą ceny samochodów elektrycznych

Zwłaszcza, że nie jest to jedyna przeszkoda, ponieważ od sierpnia wzrośnie również cło na niektóre minerały używane w bateriach (do 25%), od 1 stycznia 2025 r. na półprzewodniki i chipy (do 50%), a od 1 stycznia 2026 r. na same baterie (z 7,5 do 25%).

W ciągu półtora roku właściwie będzie już wszystko jedno, czy amerykańscy producenci będą importować tylko materiały do baterii, czy już gotowe ogniwa lub skompletowane pakiety. I tak mogą liczyć się z wyższym cłem i wyższymi kosztami. Oczywiście nie przeniosą ich na swoje barki, które są już wystarczająco obciążone ich dotychczasową działalnością, ale do cen samochodów przeznaczonych dla klientów.

W efekcie ubędzie również tych, którzy rozważaliby zakup samochodu elektrycznego wyprodukowanego przez amerykańską firmę na terytorium Ameryki Północnej (obejmującym również Kanadę i Meksyk). Politycy wpadają przez to w pułapkę, jak stwierdził w reakcji na eskalację wojny handlowej szef koncernu Stellantis, Carlos Tavares.

Chińska reakcja na amerykańskie cła może uderzyć w europejskich producentów

Z wyższymi opłatami ze względu na ekspansję chińskich producentów samochodów przymierza się również Unia Europejska. „To (cła – przyp. red.) gigantyczna pułapka dla krajów, które pójdą tą drogą. Nic dobrego z tego nie wyniknie ani dla dealerów, ani dla dostawców, a dla producentów samochodów też nie będzie to proste” – mówi Tavares. A tym samym logicznie wszystko to odbije się również na klientach.

Jest to ponadto tylko jedna część problemu, bo spodziewać się można również reakcji ze strony Chin. A Pekin już wysłał w stronę Waszyngtonu (a w konsekwencji Brukseli) jasny sygnał, że skoro wy tak, to my też. Chiński rząd podobno rozważa podniesienie ceł na samochody z silnikami spalinowymi o pojemności 2,5 litra i więcej z obecnych 15 do 25 procent. Taki krok doprowadziłby głównie do spadku sprzedaży topowych modeli Audi, BMW, Mercedesów czy Porsche, które nie są produkowane w Chinach, a w Europie lub USA. A dla nich Chiny są największym rynkiem zbytu w ogóle.

Z samochodami takimi jak klasa S, X5 czy Cayenne związany jest niemały zysk, który producenci mogą następnie przeznaczyć na rozwój. Jeśli jednak taryfy pójdą w górę, obroty spadną, a wraz z nimi zmaleją szanse na konkurencyjność. Chyba że politycy następnie sięgną po kolejne podwyżki ceł czy innych opłat, co tylko pogłębiłoby spiralę problemów. Dlatego właśnie Tavares mówi o błędnym kole, z którego nie będzie już ucieczki. Zwłaszcza dla producentów samochodów z Europy i USA.

Skomentuj

Dodaj komentarz