Prace nad normą Euro 7 przełożone. Nie boi się jej tylko Toyota

Komisja Europejska nadal nie przyjęła nowych przepisów mówiących o tym, jakie normy emisji spalin będą musiały spełniać nowe samochody osobowe. Zamiast tego, dyskusję o Euro 7 po raz kolejny przesunięto.

Normy Euro Komisja Europejska określa od niemal 30 lat. Mają one na celu ograniczyć emisje zanieczyszczeń takich jak drobne cząstki stałe, węglowodory i tlenek węgla. Obecnie funkcjonująca norma Euro 6 z drobnymi modyfikacjami obowiązuje od 2014 r. Nowa, Euro 7, wejdzie w życie prawdopodobnie nie wcześniej niż w 2025 r. I budzi bardzo dużo kontrowersji.

Zdaniem większości koncernów norma Euro 7 może sprawić, że budowanie silników spalinowych stanie się nieopłacalne. Nissan poinformował w zeszłym tygodniu, że wstrzyma rozwój nowych benzyniaków w Europie, właśnie ze względu spodziewane koszty dostosowania do normy Euro 7. Kiedy nowe limity zostały po raz pierwszy zaproponowane w październiku 2020 r., niemiecka grupa przemysłowa VDA głośno wyraziła obawę, że nowe limity będą równoznaczne z zakazem produkcji silników spalinowych. Ale VDA złagodziło swoje stanowisko w kwietniu zeszłego roku po tym, jak Grupa Doradcza ds. Norm Emisji Pojazdów (AGVES) poprawiła projekt przepisów.

Przyjęcie nowych standardów przez Komisję Europejską pierwotnie zaplanowano na czwarty kwartał 2021 r. Później głosowanie przesunięto na 5 kwietnia 2022 r., ale już wiadomo, że się ono nie odbędzie. Bo pod koniec stycznia zdecydowano o jego przesunięciu na 20 lipca. Zaniepokojone tym są przede wszystkim organizacje ekologiczne. Grupa rzeczników ochrony środowiska Transport & Environment uznała, że „Opóźnianie wprowadzenia nowych norm emisji w niedopuszczalny sposób utrudnia wysiłki UE w celu oczyszczenia powietrza z toksycznych zanieczyszczeń spowodowanych transportem drogowym.” T&E wprost też sugeruje, że za ciągłym przesuwaniem głosowania KE stoi „presja przemysłu motoryzacyjnego”.

Ale ta „presja” wywierana jest głównie przez koncerny, które nadal opierają swoją ofertę na autach z jednostkami spalinowymi. Tymczasem problem Euro 7 nie dotyczy np. Toyoty i Lexusa, które zdecydowaną większość swoich aut sprzedają w wersjach hybrydowych, które charakteryzują się nieporównywalnie mniejszymi emisjami cząstek stałych, węglowodorów i tlenku węgla. A do tego w ogóle nie emitują tlenków azotu.