Jeżdżenie, jak jedzenie – powinno wychodzić nam na zdrowie

Czytamy etykiety na produktach spożywczych, sprawdzając czy nie zawierają za dużo chemii. Uprawiamy sport. Kupujemy energooszczędne lodówki i telewizory, segregujemy śmieci, a dzieci uczymy szacunku do środowiska. Mówiąc krótko: chcemy żyć zdrowo, długo i szczęśliwie. Z jednym wyjątkiem - zupełnie nie interesujemy się tym, co wylatuje z rur wydechowych naszych samochodów. A szkoda, bo ma to znacznie większy wpływ na nasze życie, niż serek wiejski czy szynka babuni z kilkoma "E" w składzie.

Nie ulega wątpliwości, że zdrowy styl życia jest ostatnio w modzie. Ale ?w modzie? w tym przypadku nie oznacza chwilowego trendu, czy zwykłego kaprysu. Tu chodzi raczej o ciągłe i świadome podejście do kwestii związanych z naszym samopoczuciem, ciałem, a także ze środowiskiem naturalnym. Po prostu zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że styl naszego życia ma ogromny wpływ na jego jakość. A jeszcze większy ? na jakość życia naszych dzieci. A epidemia Koronawirusa uświadomiła nam to jeszcze bardziej.

Dlatego nie serwujemy już sobie i im najtańszej kiełbasy o podejrzanym składzie i nie popijamy nałogowo paczek z chipsami gazowanymi sokami, które nigdy nawet nie stały obok prawdziwych owoców. Wolimy nieprzetworzone warzywa i owoce (najlepiej z ekologicznych upraw) i nawet jajka musimy mieć od kur, które biegają sobie swobodnie po podwórku i żywią się tym, co same wydłubią sobie z ziemi. 

Popołudniu nie ślęczymy bezproduktywnie przed telewizorem tylko idziemy pobiegać, popływać, pojeździć na rowerze, pograć w tenisa czy poćwiczyć jogę albo pilates. Weekendy spędzamy aktywnie poza miastem, a nie w centrach handlowych. Segregujemy odpady wierząc, że dzięki ich recyklingowi w przyrodzie zostanie zachowana równowaga. Jesteśmy nawet w stanie więcej zapłacić za budowę domu, byle tylko był wykonany z materiałów, które później pomogą nam oszczędzać prąd czy gaz.

W zasadzie już tylko jednej dziedziny życia nie podporządkowaliśmy zdrowemu myśleniu – samochodów. Kupujemy je, tankujemy, wsiadamy, jedziemy i? to już wszystko. Gdy idziemy do marketu po jogurt to porównujemy kilka produktów, sprawdzając jaki mają skład i czy nie ma w nich przypadkiem za dużo chemii. Ale kiedy stajemy przed koniecznością wybrania auta to ostatnią rzeczą, jaką sprawdzamy jest emisja spalin. Liczy się cena, komfort, wyposażenie, osiągi i zużycie paliwa ale nie to ile dwutlenku węgla, tlenków azotów czy węglowodorów wylatuje co kilometr z jego rury wydechowej. 

To dziwne, bo przecież nie jest tajemnicą, że niektóre związki zawarte w spalinach, mogą powodować choroby układu oddechowego, krążenia, a nawet nerwowego. Zagrożenie to dotyczy przede wszystkim aut z silnikami diesla ? Światowa Organizacja Zdrowia ONZ kilka lat temu wpisała je na listę ?szczególnie niebezpiecznych dla zdrowia? i postawiła w jednym rządku z rakotwórczym arsenem i azbestem! Naukowcy donoszą, że diesle są dla poważnym zagrożeniem dla zdrowia przede wszystkim dla mieszkańców dużych miast, w których natężenie ruchu jest duże, a cyrkulacja powietrza mocno ograniczona przez budynki. Tam stężenie cząstek stałych i tlenków azotu jest tak duże, że może powodować astmę już u dzieci.

Już kilkanaście europejskich miast zakazało wjazdu do centrów samochodom z dieslami starszego typu, najczęściej wyprodukowanymi przez 2004 r.

Sceptycy powiedzą pewnie w tym miejscu: ?Ale przecież nie ma alternatywy!?. Fakt, oferta samochodów elektrycznych jest nadal bardzo skromna, w dodatku najczęściej są one bardzo drogie i mają mocno ograniczone zasięg. Można też sprzeczać się na temat ich „ekologiczności”, bo przecież w Polsce prąd produkuje się głównie z węgla. Ale to szybko będzie się zmieniało. Infrastruktura do ładownia się rozwija, nowe modele co chwilę wjeżdżają na rynek. A do tego mamy też plug-in-y i hybrydy, które godzą zalety najlepszych samochodów z klasycznymi silnikami (osiągi, nieograniczony zasięg, przestronność, komfort podróżowania etc.) z dbałością o środowisko i nasze zdrowie. W miastach rozpędzają się dzięki silnikom elektrycznym (ale nie trzeba ich ładować bo odzyskują energię np. z hamowania), a w korkach ich motory spalinowe praktycznie w ogóle nie pracują. Dzięki temu emitują nieporównywalnie mniej spalin niż klasyczne benzyniaki, nie wspominając o dieslach! I oczywiście przy okazji oszczędzają paliwo ? duży hybrydowy SUV pali w ruchu miejskim tyle, co małe autko z klasycznym motorem.

Nie jest też prawdą, że wybór hybryd jest mocno ograniczony. Obecnie na rynku jest dostępnych ponad 30 modeli, w których silnik spalinowy współpracuje z elektrycznym. W ofercie ma je już większość producentów: od popularnych Kii czy Toyoty począwszy, na sportowym Porsche skończywszy (wersja plug-in Cayenne Turbo S-E Hybrid). A np. japoński Lexus już niemal każdy swój model oferuje w hybrydowej wersji ? ma ich łącznie aż dziewięć! 

Żeby jeździć eko, nie trzeba wydawać majątku. Najtańsza hybryda na naszym rynku to Toyota Yaris ? kosztuje ca. 70 tys. zł

Czas zrozumieć, że zdrowy styl życia nie ogranicza się do jedzenia, uprawiania sportu, hodowania marchewki we własnym ogródku, segregowania śmieci i łapania w weekendy świeżego oddechu na Mazurach czy Podlasiu. O tym, że troszczymy się o to, by nam i naszym dzieciom żyło się lepiej, świadczyć może także nasz samochód. I to, co wylatuje (a raczej nie wylatuje) z jego rury wdechowej.

1 Komentarz

Komentarze są wyłączone.