vw id buzz

Desperacki ruch motoryzacyjnych gigantów. Poszli na kolanach do Trumpa

Oto konsekwencje polegania na zewnętrznym wsparciu zamiast na zaspokajaniu potrzeb klientów. Producenci samochodów od lat przyjmują nieracjonalną postawę i najwyraźniej nie zamierzają tego zmienić, mimo że każdy rozsądny człowiek już dawno powinien dostrzec, że długoterminowo takie podejście nie może się sprawdzić.

Krótkowzroczna strategia producentów samochodów

W każdym biznesie kluczem do długoterminowego sukcesu jest bezgraniczny szacunek do klienta – jedynej osoby, która naprawdę zapewnia firmie utrzymanie.  Producenci samochodów stanęli kilka lat temu przed podobnym wyborem, gdy presja regulacji zaczęła wymuszać tworzenie produktów odmiennych od tych, których życzyli sobie klienci. Mogli wtedy wybrać trudniejszą drogę, trzymając się przede wszystkim życzeń swoich klientów i sprzeciwiając się bezsensownym regulacjom.

Zamiast tego większość firm wybrała łatwiejszą ścieżkę – dostosowała się do regulacji i próbowała „złamać” klientów albo po prostu założyła, że wezmą to, co jest oferowane. Zaczęli oferować produkty, których nikt nie chciał, i walczyć ze wszystkimi, którzy próbowali się temu sprzeciwić – od klientów po „nieposłuszne” media.

Przez pewien czas to jakoś funkcjonowało, ale obecna sytuacja w świecie motoryzacji brutalnie odsłania granice takiego podejścia. W rezultacie jesteśmy świadkami tragikomicznych sytuacji, gdy niektóre marki oferują coraz więcej niechcianych produktów skrojonych pod regulacje, traktując przy tym z niewiarygodną arogancją zarówno klientów, jak i własnych dealerów, którzy mogą jedynie bezsilnie obserwować te działania.

Szczególnie komiczne jest to, gdy szef tej samej firmy śmiesznie twierdzi, że robi wszystko dla klientów, jednocześnie narzekając na regulacje, które ta sama firma przez lata gorliwie wspierała.

Polityczna niepewność i jej konsekwencje

Problem dla firm o zbyt elastycznych kręgosłupach polega na tym, że to, co polityka może nakazać z dnia na dzień, może również z dnia na dzień odwołać. Dopóki istnieją wolne wybory, może się zdarzyć, że ludzie wybiorą na swojego przywódcę kogoś, kto obieca znieść wymuszanie na klientach produktów, których nie chcą.

Dokładnie to stało się w USA, gdzie w tegorocznych wyborach prezydenckich ponownie zwyciężył Donald Trump, którego ważnym punktem programu było od dawna zniesienie wszelkiego sztucznego wsparcia dla samochodów elektrycznych, szczególnie w formie federalnego kredytu podatkowego. Problem w tym, że właśnie w te pojazdy – bez związku z popytem – producenci zainwestowali ogromne pieniądze. Teraz obawiają się, że nikt ich nie kupi, ponieważ doskonale wiedzą, że od początku prawie nikt ich nie chciał, a oni promowali je, idąc na rękę polityce i związanej z nią ideologii, a nie rynkowi i popytowi.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Volkswagen ID.3 2024. Wersje, silniki, ceny. Co można kupić?

Sprzeczności w działaniach branży

Jak informuje Reuters, który dowiedział się o sprawie, tzw. sojusz na rzecz innowacji w motoryzacji, zrzeszający takie firmy jak VW, Stellantis, GM czy Ford, już 12 listopada, zaledwie tydzień po wyborach, wystosował w imieniu swoich członków list do Trumpa i jego zespołu, błagając o utrzymanie dotacji na samochody elektryczne w USA.

Postawa producentów jest tym bardziej komiczna, że nie popierają oni całościowo dotychczasowych kroków politycznych, jednocześnie walcząc przeciwko szczególnie surowym kalifornijskim przepisom emisyjnym, które ich zdaniem „są sprzeczne z dzisiejszą rzeczywistością rynku motoryzacyjnego i zwiększają koszty dla konsumentów”. Co więcej, protestują również przeciwko wprowadzeniu obowiązkowego automatycznego hamowania awaryjnego dla wszystkich samochodów od 2029 roku.

Zatem dotacje – tak, ale inne obowiązki – nie. To prawdziwa komedia, którą niektórzy jeszcze podsycają, określając działania Trumpa jako rzucanie kłód pod nogi samochodom elektrycznym. Takie słowa to już naprawdę przegięcie – te sztuczne wsparcia nigdy nie powinny były zostać wprowadzone. A jeśli ktoś chce je usunąć, to tak naprawdę tylko przeciwdziała temu, by jednym rozwiązaniom zamiatano ścieżkę, pośrednio rzucając kłody pod nogi wszystkim innym.

Zniesienie tego sztucznego wsparcia jest jedyną drogą do próby przywrócenia choć odrobiny zdrowego rozsądku w świecie motoryzacji. Długoterminowo nawet sami producenci samochodów będą wdzięczni za usunięcie sztucznego faworyzowania jednych rozwiązań kosztem innych. Tylko w ten sposób będą mogli zapomnieć o tym, czego „politycznie” się od nich oczekuje, i ponownie skupić się przede wszystkim na życzeniach swoich klientów. Nigdy nie powinni byli przestać tego robić, ale niestety przestali.